2012
Opowieść grudniowa
Warszawa, 28 grudnia 2011, godzina 5:42, temperatura: 2°C, bezchmurnie. Na tor 12 stacji Warszawa Wschodnia Osobowa wjeżdża EP08 ze składem 7 wagonów. Niewielka, biała tabliczka za szybą odskokowo-przesuwnych drzwi informuje, iż jest to pociąg EIC 1801 „Bolesław Prus”.
Można by było powiedzieć, że wagon z numerem 10 typu 154Aa oferuje wysoki komfort podróżowania, jednak nasz bohater zrobił sobie uprzednio nadzieję na wagon 159A. Dlatego też poczuł się lekko zawiedziony. Jednak miejsce przy stoliku, oknie i w kierunku jazdy, a do tego przyjemnie rozgrzane powietrze w środku sprawiły, że nie dąsał się długo.
Gdy pociąg zbliżał się z prędkością 140 km/h do stacji Kutno, zaczynało już świtać, a mały podróżnik kończył już swoją herbatę. Jednocześnie stały nadmuch ciepłego powietrza zaczął doskwierać jemu, jak i innym pasażerom.
Grupa towarowa w Kutnie spowita była gęstą mgłą. Jednak co jakiś czas przerzedzała się tak bardzo, że nie było jej widać wcale.
Tymczasem nadeszła pora kontroli biletów i konduktor został poproszony o zadziałanie kwadratem w szafce rozdzielczej i wyłączenie ogrzewania. Próbował długo, a gdy skończył dopiero po kilku minutach nagrzewnice przestały pracować.
Po niecałych trzech godzinach jazdy „Prus” zatrzymał się na stacji Poznań Główny, a mały podróżnik wysiadł i udał się do hali głównej, aby dokonać zakupu biletów na dalszą swoją podróż
Po udanej transakcji omiótł wzrokiem pragotrony i spostrzegł swój pociąg — odjedzie z peronu szóstego. Zszedł do tunelu i udał się w kierunku rzeczonego peronu. Minął wyjście na perony 4, 4a i 4b, następne wyjście: peron 5. Czuł coraz większy niepokój, obawiał się, że coś może pójść nie tak, źle. Wręcz fatalnie, mogło by to podważyć sens całej wyprawy.
Jednak gdy początek schodów prowadzących na peron 6 był już tylko o kilka metrów od niego wyczuł pewien zapach. Zapach, który jakże rzadko można obecnie spotkać na polskim dworcu, a który tak lubił.
Poczuł się pewniej, przyspieszył kroku i gdy znalazł się na peronie ujrzał…
Jednak wśród przaśnego warkotu silników spalinowych zespołów trakcyjnych usłyszał coś innego. Wielokrotnie przewyższającego ów warkot delikatnością. Dźwięk, który zamiast natarczywie pulsować w głowie, łagodnie i cicho… syczał. Odwrócił się i zobaczył, to co chciał ujrzeć:
Zapach pary prowadził go wzdłuż wagonów (120A, sztuk dwie) aż do parowozu. Ku swej uciesze miał jeszcze trochę czasu i mógł wykonać kilka zdjęć.
Pociąg nr 77324 odjechał o godzinie 9.20 z Poznania Głównego, aby o 11.17 wjechać na stację w Wolsztynie. Podróż przebiegała gładko. Ogrzewanie parowe działało wręcz idealnie, a podczas ruszania z każdej stacji i przystanku dało się wyczuć charakterystyczną zmienność siły pociągowej, jednak stanowiła ona jedynie smaczek, a nie uciążliwość.
Do Wolsztyna dojechał ze znacząco poprawionym humorem. Należało jeszcze udokumentować manewry oraz obrządzanie oelki przed kolejną podróżą, a samemu rozejrzeć się nad jakimś obiadem.
Niewiele po godzinie 13.00 oelka podstawiła się do stojących przy peronie trzecim wagonów. Dokładnie o 13.39 wyruszyła z szeroko otwartą przepustnicą do Poznania.
Około dwudziestu minut po godzinie dziewiętnastej odpalono niebieski żuraw EDK 80/1, aby przygotować go do akcji nawęglania parowozu. Ale chwila… jakiego parowozu? Ol49-59 jeszcze nie wróciła. A miała być o 19.16. Nasz bohater pomyślał, że pewnie coś ją opóźniło 5 czy 10 minut. I nie mylił się. Około 19.25 usłyszał gwizdawkę parowozową. Domniemywał, że parowóz znajduje się już na wiadukcie nad linią do Leszna. Jednak kawałek za nim znajduje się tarcza ostrzegawcza semafora wjazdowego na stację Wolsztyn… a rogatki podniesione i sygnał niepodany. Czemu dyżurny nie zamyka już przejazdu? Zawsze trochę to trwa.
Gdy nagle rozbrzmiewa gong i rogatki od razu zaczynają opadać. Nie było żadnego wcześniejszego ostrzeżenia, lecz po prostu przejazd został zamknięty (rzecz jasna nie jechał żaden samochód, zatem i nie było kogo ostrzegać). Zaraz po tym dało się słyszeć gwizdawkę po raz wtóry. I oto:
Po tym i nasz bohater postanowił odpocząć. Jednak zasnąć, gdy za oknem odpoczywa parowóz nie jest tak łatwo…
Wczesnym rankiem, gdy słońce jeszcze nie wzeszło oelka pojechała do Poznania. Później, coś koło ósmej z kierunku Leszna przyjechał pociąg zdawczy prowadzony lokomotywą SM42. W składzie było 6 wagonów: 3 węglarki wypełnione po brzegi oraz 3 beczki. Jak się później okazało, węgiel był dla parowozowni, natomiast w cysternach znajdował się nawóz ze stacji Puławy Azoty.
Następnie mały podróżnik postanowił wrócić do Poznania, zobaczyć to i owo, a dopiero potem z powrotem do Warszawy. Tym razem pojechał SA134, który zdecydowanie nie zapewnia takich emocji jak Ol49 z bonanzami.
W Poznaniu udał się na Dworzec Letni, który niedawno został odremontowany.
Natępnie wyruszył na rondo Kaponiera, aby złapać tramwaj na Os. Sobieskiego. Dlaczego? Otóż chciał on przejechać się Solarisem Tramino S105p, a gdzie najłatwiej trafić na taki tramwaj, jeśli nie na PST (Poznański Szybki Tramwaj)?
Solaris Tramino S105p
Na pewno nasz bohater nie zalicza się do ludzi, którzy twierdzą „gdy widzę nadjeżdżający Solaris Tramino opada mi z wrażenia szczęka”. Gdyż wygląd zewnętrzny mu się najzwyczajniej nie podoba. Jednak wnętrze przypadło mu do gustu. Szczególną jego uwagę zwróciły czerwone szczeliny sygnalizujące zamykające się drzwi.
Jeśli chodzi o wrażenia z jazdy, to zespoły napędowe nie hałasują tak, jak w 120Na (Swing). Jednak wydaje się, że Solaris jest gorzej wyciszony. Zatem nie jest wstanie wskazać jednoznacznie lepszy tramwaj i przy tym pozostanie, jednocześnie życząc obu producentom dalszego doskonalenia swoich produktów.
Później jeszcze jeździł różnymi tramwajami i dotarł nawet pod zakłady Cegielskiego (niestety już o zmroku).
Gdy o 17.20 odjechał pociąg do Wolsztyna, szybko przeszedł na peron drugi i o 17.30 wyruszył w drogę powrotną do Warszawy na pokładzie pociągu Berlin-Warszawa-Express.
Na koniec tylko powiem, że obecnie Ol49-59 to jedyny czynny parowóz w Wolsztynie (ważną rewizję ma jeszcze Pm36-2, jednak czeka ona na wymianę osi w tendrze). Miejmy nadzieję, że liczba sprawnych parowozów nie spadnie do zera! Tymczasem życzę wszystkim, aby przyszły rok okazał się lepszym niż ten.
Przyporządkowane kategorie: brak